Każdy z nas w pewnych momentach swojego życia odczuwa zwiększony niepokój, który po ustaniu stresującego okresu znika samoistnie. To zupełnie naturalne. Jednak kiedy w życiu jest względny spokój, a lęk nadal się utrzymuje na stałym, wysokim poziomie, to mamy do czynienia z zaburzeniami lękowymi. Czasami można się z nim uporać wyłącznie poprzez pracę nad sobą i rozwijanie samoświadomości oraz psychoterapię. Niestety, nierzadko niezbędne jest wdrożenie dodatkowo farmakoterapii.
Ja na początku byłam zdecydowaną przeciwniczką zażywania wszelkiego rodzaju leków i za wszelką cenę chciałam ich uniknąć. Sądziłam, że psychoterapia mi starczy i obędzie się bez codziennej dawki chemii. Jednak, nie zawsze życie toczy się tak jakbyśmy tego oczekiwali…
Tuż przed podjęciem decyzji o rozpoczęciu farmakoterapii, mój lęk nasilił się do tego stopnia, że nie byłam w stanie sama jeździć na wizyty. Dodatkowo, w momencie samego wejścia do budynku dostawałam takich ataków paniki, że przez połowę sesji musiałam się uspokajać. Bez wątpienia, mogę powiedzieć, że był to istny koszmar. Co więcej, z bezsilności i braku kontroli nad sobą pogrążałam się w coraz większym smutku i beznadziejności więc do samej nerwicy lękowej doszła jeszcze depresja… Kopałam pod sobą coraz to większy dół, który sprawiał, że zaczęłam tylko istnieć, a nie żyć. Wiedziałam, że jeśli nic nie zmienię, to będzie tylko gorzej. Problem w tym, że łatwiej było to pojąć niż zacząć działać…

W każdym razie, w chwili kiedy byłam już pod ścianą i czułam, że za cholerę nie dam rady wyjść z tego samą siłą woli, to podjęłam decyzję o lekach. I być może dla wielu ludzi zażywanie tabletek, kiedy jest taka potrzeba jest zupełnie naturalne, ale nie dla mnie. Dla mnie jest to oznaka słabości. I tak. Wiem, że jest to głupie i absurdalne, ale tak mam. Choć obecnie w mniejszym stopniu niż kiedyś.
W moim przypadku, terapia zaczęła się od leku z grupy SSRI – Escitalopram’u (Mozarin) który był uzupełniany doraźnie, w nagłych przypadkach Alprazolam’em (Xanax). Generalnie, na wielu stronach, grupach i forach można przeczytać, że pierwsze 2 tygodnie brania psychotropów są najgorsze. Nie wiem jak jest w przypadku innych leków, ale u mnie podczas brania escitalopram’u nie było aż tak źle. Co prawda, były totalnie fatalne momenty, kiedy przez pół dnia miałam intensywne zawroty głowy, otępienie i nasilenie lęku, ale myślę, że w porównaniu do tego, co czytałam u innych osób, mój organizm całkiem dobrze zareagował.
Kiedy już w większym stopniu przyzwyczaiłam się leków i powoli, coraz bardziej tliła się we mnie chęć do życia, to zaczęłam dostrzegać mniejsze i większe skutki uboczne. Najbardziej dotkliwym było to, że po około 2-3 tygodniach zaobserwowałam, że jestem totalnie wyprana z uczuć. Niby lęk w dużej mierze ustąpił, ale miałam wrażenie, że jestem tak jakby z kamienia i generalnie jest mi wszystko jedno. Bardzo mnie to frustrowało ponieważ jestem w stałym związku, który oparty jest uczuciach, które w tamtym czasie gdzieś się ze mnie ulotniły. Podobnie było ze sferą seksualną. Libido było na niskim poziomie, a dodatkowo osiągnięcie orgazmu było bardzo trudne, a czasami wręcz niemożliwe. Na szczęście okazało się, że jest to przejściowe. Warto więc wykazać się dużą dozą cierpliwości i po prostu to przeczekać.
Czy warto brać antydepresanty?
Teraz jedna z najważniejszych kwestii, a mianowicie to czy antydepresanty faktycznie pomagają. W Internecie można przeczytać wiele nagłówków, opinii lub artkułów, które przestrzegają przed długoterminowymi skutkami brania leków psychotropowych. Nie trzeba długo szperać, aby móc przeczytać, że antydepresanty uzależniają, powodują częste bóle głowy i żołądka, suchość w ustach, problemy z koncentracją, dysfunkcje seksualne itp. Zdarzyło mi się jeszcze przeczytać, że zmieniają one osobowość. W każdym razie, najłagodniejszym działaniem niepożądanym jest chyba zwiększony apetyt, a w konsekwencji przybieranie na wadze.
Czytając takie słowa, właściwie mamy prosty wniosek i brzmi on – Lepiej nawet tego nie ruszać, bo leki szybciej nas wykończą niż nasze problemy psychiczne.
Ale czy tak faktycznie jest?
Moim zdaniem nie do końca. Ale po kolei…

Depresja, zaburzenia lękowe i inne problemy psychiczne są częścią życia wielu osób. Wiele z nas każdego dnia walczy ze sobą i często przeżycie całego dnia jest nie lada wyzwaniem. Przy okazji, w ciągu całego życia napotykamy wiele przeszkód z powodu czynników zewnętrznych, które nie zawsze są wywołane naszymi działaniami, a z którymi i tak musimy się uporać. Tak po prostu jest.
Więc jeśli jest czasami i tak trudno, to dlaczego mamy się dobrowolnie skazywać na męczarnie, skoro istnieje rozwiązanie? Dlaczego chcemy uprawiać pewna formę masochizmu? Jednym z powodów, który mi przychodzi pierwszy na myśl, jest NIEWIEDZA. A konkretniej mówiąc nieświadomość na temat rzeczywistego działania leków.
Na początek należy zrozumieć jak działają leki antydepresyjne. Działanie leków przeciwdepresyjnych/przeciwlękowych opiera się na blokowaniu wychwytu stężenia serotoniny i noradrenaliny ze szczeliny synaptycznej. W skrócie, leki hamują reabsorpcję tych neuroprzekaźników, dzięki czemu zwiększa się ich stężenie, a w konsekwencji polepsza się nasze samopoczucie. Generalnie sam mechanizm jest dość prosty.
Często krążące przekonanie na temat tego, jakoby antydepresanty miałyby zmieniać osobowość człowieka i wyzwalać w nim dotąd nieznane zachowania jest nieuzasadniona. Leki nie przemienią nagle osoby introwertycznej w ekstrawertyczną, czy też w drugą stronę. Dobrze dobrana farmakoterapie sprawia, że właśnie w końcu, po długim okresie cierpienia i wycofania, wracamy do siebie oraz do swojego życia. Zaczynamy normalnie funkcjonować, wracamy do pracy, spotykamy się z bliskimi ludźmi, wywiązujemy się ze swoich obowiązków. Czy jesteśmy bardziej sobą kiedy boimy się wyjść z domu, kiedy wstanie rano z łóżka jest wysiłkiem na miarę maratonu? A może w 100% jesteśmy sobą kiedy zaniedbujemy swoje relacje, swoje dzieci lub nie jesteśmy w stanie pracować….?
Oczywiście leki antydepresyjne są substancjami chemicznymi, które działają w różny sposób w zależności od rodzaju. I naturalnie wszystkie posiadają mniejsze bądź większe skutki uboczne. Ale umówmy się, nic nie jest zero-jedynkowe. Czy ktoś kto bierze leki na nadciśnienie, na ból głowy lub na inne przewlekłe schorzenie fizyczne, zastanawia się czy zmienią mu one osobowość albo w inny sposób się na nim odbiją? No raczej nie bardzo. Zazwyczaj przecież ufamy im w ciemno.

Uważam, że umiejętnie dobrane leki mogą być naprawdę pomocne i bronienie się przed nimi za wszelką cenę, nie jest dobrą strategią. Jeśli dalej pojawiają się wątpliwości, zadaj sobie poniższe pytania, które ja sobie zadałam, kiedy nie wiedziałam jaką decyzję podjąć.
- Jaka obecnie jest jakość mojego życia?
- Jak oceniam szanse na to, że sam lub z pomocą terapeuty z tego wyjdę?
- Czy bardziej się obawiam się ewentualnych skutków ubocznych leków czy tego, że moja choroba/zaburzenie będzie się pogłębiało?
Kiedy znajdziesz na nie odpowiedź, rozważ wszystkie za i przeciw, a następnie podejmij decyzję w zgodzie ze sobą.
Reasumując, jestem zdania że farmakoterapia nie jest takim złem, którego trzeba unikać jak ognia. Uważam natomiast, że po coś to zostało stworzone i każdy przypadek jest indywidualny. Niektórzy w ogóle nie odczują pozytywnych zmian, a niektórym w tym mi, antydepresanty mogą uratować życie.
UWAGA! Powyższe rady i opinia są wynikiem moich osobistych doświadczeń. Każdy kto walczy z czymś podobnym, powinien skonsultować się z profesjonalistą i indywidualnie dobrać sposób leczenia.
Dodaj komentarz